Jazda po turecku
Turkowie nie uczą się języków obcych. Niestety. Wczoraj jechałam na policję odebrać swoje pozwolenie na pobyt i po drodze się zgubiłam. Miałam wsiąść w autobus 11, ale jechał jakąś okrężną drogą, dlatego dojechałam aż do pętli. Czuję się głupio jak mnie o coś pytają. Nie ma to żadnego sensu, bo i tak ich nie rozumiem. Kierowca powiedział tylko "Where are you going?", a jedyne co mogłam odpowiedzieć tak żeby zrozumiał to "polis". Coś powiedział, z czego zrozumiałam, że dobra chyba pokaże mi gdzie mam wysiąść. Wysadził mnie w jakimś dziwnym miejscu, nie wiedziałam gdzie mam iść, czy się cofać, wracać, iść dalej czy dać sobie z tym spokój. Ale w końcu rozpoznałam restauracyjkę, w której byłam z Eranem i odetchnęłam z ulgą....... Tak więc, do 18 stycznia jestem w Turcji legalnie :).
Wieczorem było Welcome Party. Impreza jak impreza, ale najlepszy był powrót, bo w Antalyi w nocy nie jeździ żaden autobus (albo jeden raz na dwie godziny), dlatego są tylko dwa sposoby powrotu do Meltem: z buta lub taksówką. Udało nam się wytargować u kierowcy 12 lirów za siedem osób!! (podobno przepłaciliśmy). Dziewczyny siedziały na siedzeniach, a dwójka chłopaków w bagażniku (serio). Po drodze nasz kierowca jeszcze urządził sobie miłą pogawędkę z jakimiś Turasami. Jechali równolegle obok siebie, gadając i czasami się ścigając. Eh, Turcja, Turcja....
Komentarze
Prześlij komentarz