Przełożona o tydzień wycieczka do Kapadocji w końcu doszła do skutku. Zaczęła się w piątek wieczorem, a skończyła w poniedziałek nad ranem, kiedy to kompletnie zmęczona padłam na łóżko w Antalyi. Wszystko zostało zorganizowane przez esn, a przewodził Hakan.
Dzień pierwszy - oczywiście całą noc nie spałam, bo w minibusie się po prostu nie da spać, kiedy każda pozycja jest niewygodna. Patrzyłam przez okno na magiczny wschód słońca nad Równiną Anatolijską z myślami "Boże, gdzie ja jestem? Jak to daleko mnie od domu wywiało". Naszym pierwszym, porannym przystankiem była dolina Ihlara - zwyczajny wąwóz z jednym kościołem wykutym w skale. Potem pojechaliśmy do Podziemnego Miasta, gdzie poza podziemiem zobaczyliśmy prawdziwą Turcję - kamienne domy, skromni ludzie. Przynajmniej taką w filmach pokazują :p. Następnie zajechaliśmy do hotelu, gdzie mieliśmy śniadanie i pojechaliśmy zwiedzać okolice. Jak zwykle byliśmy spóźnieni, stąd prezentacja wyrobu biżuterii i garncarstwa (czego się nie robi, żeby wyłuskać od turystów kilka lir) wyszła w iście ekspresowym tempie, a i tak nie zdążyliśmy na sławetny wschód słońca w Czerwonej Dolinie... Potem pojechaliśmy na zamek wykuty w skale, z którego o mało co nie zsunęłam się w przepaść, gdyby mój dzielny "jaskiniowiec" Portugalczyk nie przyszedł z pomocą ;p. A na koniec czekała nas noc turecka, czyli nieograniczony alkohol i tańce do 23.00 (bo potem wszyscy byli tak pijani, że zabawa nie miała sensu). Schodziła tylko wódka, kapadockie wino w ogóle nie zostało tknięte. Daj Erasmusowi szklankę darmowego drinka... Ale ja chyba nie byłam aż tak pijana, bo mimo wszystko mogłam utrzymać się na nogach :p.
 |
Wąwóz Ihlara |
 |
Gwiezdne wojny? ;p |
 |
Ponoć "wielbłąd" |
Dzień drugi - a rano pobudka. Prawie wszyscy na kacu, z ayranem w ręku. Zwiedzaliśmy jakieś fantazyjne doliny, PN Goreme z pięknymi kościołami wewnątrz skał i raczyliśmy się winem. Ja niestety z tego dnia najbardziej pamiętam przeraźliwe zimno (nikomu nie chciało się nawet wychodzić z busa) i bezsensowny, dwugodzinny przystanek w Konyi. Ale największym plusem był brak tłumu turystów, no tylko ci wszechobecni Japończycy. Kapadocja znowu na następny raz? Może... Ale już raczej jako przewodnik. I koniecznie z trekkingiem!!!! Najlepiej na koniu :p.
 |
Skalne domostwa |
 |
Doliny, dolinki |
 |
Nad Kapadocją... |
Komentarze
Prześlij komentarz