Gościnność i dobre jedzenie idą w Turcji w parze :)

     Dwa tureckie dni spędzone z moim buddy'm Merve. Wczoraj wybrałyśmy się na czterogodzinną wycieczkę rowerową po Antalyi. Rower wypożyczyłam za dwie liry z kampusu i mogłam go używać przez cztery godziny. Oczywiście tylko na terenie uniwersytetu, ale szybko przemknęłyśmy między strażnikami i pojechałyśmy w stronę gór, odkrywając zachodnią część Antalyi. Posiedziałyśmy sobie trochę na plaży (jeden odważny pan zażywał akurat kąpieli), a potem wzdłuż wybrzeża dojechałyśmy do Kaleici (Starego Miasta). Jako, że była to godzina modłów, zaszłyśmy do meczetu. Najpierw rytualna ablucja. Ja oczywiście nie korzystałam, tylko towarzyszyłam. Potem musiałyśmy pójść na piętro, bo kobiety nie mogą się modlić razem z mężczyznami. Poszłam do innego pomieszczenia, żeby nie przeszkadzać koleżance i przeglądałam rozłożony na półce Koran. Po wyjściu, szybkim tempem (ja prowadziłam) wróciłyśmy do Meltem. Przy okazji - jazda rowerem w Turcji dostarcza niezapomnianych wrażeń, ale (jak się wyraził jeden z moich wykładowców) to czasami walka o życie ;p. Żadne zasady ruchu drogowego nie istnieją - nie ma znaczenia, którą stroną drogi jadę, czy przekraczam ulicę na czerwonym, czy jadę po torach tramwajowych (przy okazji to chyba tutejszy zwyczaj). O mało co nie zostałam potrącona przez autobus, bo próbowałam ominąć przystanek (stały tam trzy autobusy), ale nadjechał kolejny, a ja jako, że nie chciałam mijać go z prawej strony, próbowałam się wcisnąć między nie... :p Oj, dobrze, że w tym przypadku Turek się zatrzymał.
     Dzisiaj miałam okazję odwiedzić rodzinę Merve. Zostałam zaproszona, żeby spróbować As(z)ure - pyszny, turecki deser (wiele składników - orzechy, owoce, ryż, przyprawy - wymieszane w niezwykle słodkim syropie). Robi się go tylko dwa razy w roku, tym razem na pamiątkę Noego, który przybywszy pod górę Ararat i nie mając nic do jedzenia, zmiksował wszystkie składniki, które mu wpadły w rękę. Deser robi się w dużych ilościach, a potem dzieli z sąsiadami czy nieznajomymi (jak ja :p). Strasznie kaloryczny i kleisty, dlatego niektórym nie smakuje, ale moim zdaniem to kwestia przyrządzenia. 
     Potem dziewczyny (Merve i jej siostra) próbowały mnie nauczyć grać w OK i zaprosiły mnie jeszcze na domowy lunch, który znowu był pyszny, bo wszystko było home-made. Był seler, bakłażan, pomidory z oliwką, frytki, papryka, jogurt i wszechobecny ekmek. Byłyśmy tak nażarte, ale jeszcze zdążyłyśmy zmieścić po pół porcji borek i wypić kawę (nescafe, przy okazji pierwszy raz pitą bez mleka), które przyrządziła jej babcia. Tak najedzona poszłam z Merve i Ali'm (moim nowym współmieszkańcem z Iranu) do Ozdilek na zakupy. Nie kupiłam nic, ale miło spędziłam czas z przyjaciółmi.
     Podczas mojego pobytu w Turcji na własnej skórze przekonuję się, że islam jest naprawdę dobrą religią, a Muzułmanie pomocnymi ludźmi. I uwielbiam Turcję! Za jej gościnność i pyszne jedzenie. Mniam!

Aşure

Komentarze

Popularne posty