No to w drogę!
Niedziela od początku była zagmatwana. Dzień wcześniej Rosjanki powiedziały nam, że mamy tydzień wolny, bo wiele osób deklarowało chęć odwiedzenia Helsinek i Moskwy. Tydzień temu Tiago z Dominiką mieli niezły opieprz za to, że pojechali bez niczyjej zgody.
Wiedziałam, że muszę się do kogoś doczepić, bo Manuela miała tylko jednokrotną wizę, więc do Finlandii nie mogła ze mną jechać, a do Moskwy wolała późniejszy termin. Ja postanowiłam - jadę w tym tygodniu! Ale czy dam radę zaliczyć dwie stolice, odległe od siebie o 900 km, w tydzień?
Rano ok 12.00 (tak - rano, Manuela jak zwykle o 7.00 wróciła do mieszkania), dostałam smsa od Dominiki, że Ismail będzie bookował bilety do Moskwy i mogę się z nim spotkać na Newskim. Za godzinę byłam już na miejscu. Poszliśmy na dworzec i tam długo zastanawialiśmy się, które bilety kupić, żeby było tanio i wygodnie. Ismail chciał spędzić dwie noce w Moskwie, ja wolałam jedną. W końcu niższa cena przesądziła i wybraliśmy moją opcję. Odjazd w środę o 22.00, a powrót w sobotę o 2.00 w nocy z Moskwy.
Jeszcze pojechaliśmy się spotkać ze Zdenką i Aishe. Po co? Zarezerwować 5 miejsc w autobusie do Helsinek. Na dzisiaj! Umówiliśmy się o 22.00 przy Dworcu Moskiewskim skąd odjeżdżają wszystkie autobusy do Helsinek. Nasz odjeżdżał o 22.50, ale i tak wsiedliśmy o równej godzinie, będąc w szoku, że ledwo zdążyliśmy. Ale bez paniki. Po prostu przez tę godzinę zrobiliśmy kółko wokół placu. Bez sensu.
Siedzieliśmy całą piątką z tyłu: od lewej Aishe, ja, Ismail, Zdenka i Petra. Przed granicą mieliśmy jeden postój gdzieś na stacji benzynowej, w totalnym lesie. Ok. 2.00 zaczęło się pięciokilometrowe przejście graniczne. Najpierw rosyjska kontrola, formalności migracyjne (Bogu dzięki nie chcieli dokumentów zameldowania! Których nie miałam, przez oczywiste zaniedbanie ze strony Rosjanek.) i już myślę, że jestem w Finlandii. A skąd! Jak już napisałam, granica ciągnie się przez 5 km. Do rosyjskiej kontroli musieliśmy wychodzić dwa razy i jeszcze przejście z Finlandią. Pierwszy raz przechodziłam przez granicę tak automatycznie. Nie było kontroli, tylko bramki, musiałam się zbliżyć do jednej i chyba zeskanowali mi siatkówkę oka :P. Jeszcze trochę na Ismaila czekaliśmy. No, ale specjalny paszport to znaczy specjalne traktowanie.
A za tymi wszystkimi granicami zupełnie inny świat. Unia Europejska! Czuję, że wróciłam do cywilizacji. Cieszę się z tej chwili, bo jeszcze tego wieczoru będę znowu w tym miejscu i cała procedura zacznie się od początku.
Komentarze
Prześlij komentarz