Kolorowe ściany na najwyższym piętrze kamienicy w Petersburgu
Parę słów o moim pierwszym hoście.
Peter był architektem i jego mieszkanie było dokładnie takie jak sobie wyobrażałam z zachodnich filmów. Ostatnie piętro, ogromne pokoje, wszędobylski bałagan i niezliczona ilość obrazów. Dosłownie wszędzie, na każdym skrawku ściany. Nigdy nie zapomnę pierwszej nocy. Za łóżko służyła mi deska przybita do ściany pod sufitem. Patrzyłam się przez okno na oświetlone miasto i wstający nowy dzień. Była to już końcówka białych nocy, ale nadal pamiętam jak o godz. 0.00 było jasno jak o 20.00.
Peter okazał się spoko facetem. Pozwolił mi korzystać ze swojej lodówki, robił mi kolację i nawet pożyczył pieniądze. Swoją drogą, że później wydałam je na restaurację, którą mi polecił. Często wychodził z domu. Pierwszej nocy zostawił mnie samą i wybrał się na rowerową przejażdżkę z przyjaciółmi po mieście. Zostawił mi jeden rower, ale nie miałam pojęcia jak go wepchnąć do tej windy, a z szóstego piętra nie miałam zamiaru go znosić. Zresztą nie lubiłam tej windy. Mała, stara i skrzypiąca. Moim zdaniem ledwo zmieściłyby się tam cztery osoby, mimo że Peter utrzymywał, że weszło tam kiedyś siedem. Zawsze się bałam, że się zatrzyma między piętrami. Usłyszałam, że jest to możliwe, ale o żadnej konserwacji nie ma mowy. No chyba że ktoś utknie w środku.
Rozgościłam się w tym mieszkaniu. Już nawet mieszkańcy kamienicy mieli mnie za swoją. Pewnego razu spotkałam przy windzie kobietę. Na klatce leżał jakiś pijany mężczyzna. Cały czas coś do mnie mówiła, a ja tylko kiwałam głową. Zrozumiałam tyle, że chodzi o tego pijaka na dole. Drzwi windy się zamknęły, a ona ciągle mówiła.
Na koniec zostawiłam najlepsze, mianowicie prysznic, którego praktycznie nie było. Ale teoretycznie nic dla architekta nie jest niemożliwe. Albo na odwrót :). Na sedes kładło się brodzik i voila. Pomysłowość ludzi nie zna granic :).
Komentarze
Prześlij komentarz