Odkrywanie Petersburga - Dzień drugi
Drugiego dnia udaję się do Twierdzy Pietrogradzkiej, położonej na wyspie o tej samej nazwie. To właśnie tu zostały położone fundamenty na budowę Carskiego Petersburga. Charakterystycznym punktem na terenie twierdzy jest złocona iglica, dlatego też kieruje się w tamtą stronę. Mijam budynki, które jeszcze 100 lat temu były siedzibą Szkoły Wojskowej, do której uczęszczał sam Fiodor Dostojewski. Dziś mieści się tutaj Muzeum Dawnego Petersburga.
Smukły szczyt wieży jest częścią Soboru św. św. Piotra i Pawła. Do wnętrza próbuję wejść spora grupka turystów. Odchodzę trochę dalej i w dawnym hangarze łodzi kupuję bilety. 100 rubli za wejście. Ogarnia mnie zdziwienie, że ceny dla obcokrajowców nie różnią się od tych dla miejscowych. Ostrzegano mnie, że są o wiele droższe. Ale to w końcu dopiero drugi dzień mojego pobytu.
![]() |
Strzelista iglica na Wyspie Pietrogradzkiej |
Póki co wracam na plac przed kościół i widzę, że fala wycieczkowiczów już dostała się do środka. Jednak wnętrze nie zachwyca. Patrząc na pozłacane ściany i 30-metrowy (teraz zakryty) ikonostas, sugeruję że środek był kiedyś okazalszy. Tym bardziej, że to właśnie tu znajdują się groby władców. Największy tłumek jest przed nagrobkami Piotra I i Katarzyny II, a także przed mauzoleum z prochami ostatniej rodziny carskiej. Osobiście uważam, że o wiele ciekawsze, kryjące więcej tajemnicy i zadumy są Krypty Wawelskie.
![]() |
Wnętrze Soboru św. św. Piotra i Pawła |
Po wyjściu z twierdzy kieruję się w stronę wyspy Wasiljewskiej, będącej największą w delcie Newy. Ulice na niej nie mają swoich zwykłych nazw.Są tylko trzy Malyj, Sriednyj i Bolszoj Prospiekt poprzecinane ponumerowanym liniami. Oczywiście się gubię. O 14.00 mam spotkanie przy metrze z członkami Aiesec. Już parę razy mam chęć zapytać się kogoś o drogę, jednak cały czas wierzę, że sama dojdę. Po 0,5 h błądzenia (wiem już, że się spóźnię), zatrzymuję mile wyglądającego pana i pokazuję mu mapę.
- Metro?
Niestety nie wziął okularów. Korzystając więc z mojego kalekiego rosyjskiego, pytam o kierunek. Na szczęście rozumiem więcej niż mówię. Okazuję się, że trzeba wrócić tylko jedną ulicę wstecz. Maszeruję szybkim krokiem, prawie biegnę, a gdy jestem już na miejscu... czekam pół godziny. Dzwonię do Leny, która mówi mi, że niektórzy z praktykantów już są na miejscu. Ale przecież nikogo nie znam! W końcu, kiedy już zdecydowałam się odejść, słyszę głos wołający mnie "Sasza" (tak w Rosji nazywają Aleksandrę). Idziemy do McDonald's, gdzie okazała się być reszta Aisecerów. Poznaję Greków Iliasa i Katię, Brazylijczyków Analizę, Arnona i Tiago, Turka Ismaila, Czeszkę Vendulę, Włoszkę Marię i oczywiście Rosjanki - organizatorki mojego projektu.
Wychodzimy na ulicę i kierujemy się do nabrzeża uniwersyteckiego. Tanja z dumą opowiada o swojej uczelni wspominając ile już znanych Rosjan przewinęło się przez jej progi. Najbardziej wyróżniającym się budynkiem nabrzeża jest Kunstkamera, pierwsze muzeum rosyjskie, dziś już nie tak znane, mieszczące Muzeum Antropologii i Etnografii oraz planetarium. Idziemy w kierunku Twierdzy. Na plaży przed fortyfikacjami odbywa się wystawa rzeźb z piasku. Ponieważ Rosjanki nie mają już pomysłu co z nami zrobić, wchodzimy. 100 rubli za wejście! Do katedry jeszcze rozumiem takie ceny. Może Rosjanie rzeczywiście chcą podnieść wartość swojej budowli, ale tutaj? Zamków z piasku?
Wracając do mojego hosta, ledwo przebieram nogami. Zrobiłam chyba ponad 50 km. Muszę poćwiczyć nad kondycją, jeśli chcę wytrzymać w Rosji przez kolejne tygodnie. Tutaj odległości mają zupełnie inną miarę niż w Polsce, co okazało się później świetnym tematem do żartów z Rosjan.
Komentarze
Prześlij komentarz