"Home Alone" - czyli Boże Narodzenie w Turcji
Nuda, nuda, nuda...... Przyszły i takie dni. Antalya jakby zapadła w sen zimowy, budząc się tylko na parę dni podczas Świąt. No właśnie - Boże Narodzenie w Turcji. Oczywiście, Turcja jako muzułmański kraj nie obchodzi tego święta, nie ma wolnego od nauki i pracy, nie ma pasterki, uroczystego obiadu, ani choinek z bombkami. W centrach handlowych można natknąć się na Mikołaje i Bałwany, ale jest to raczej związane z wciąż postępującą komercją, próbą Turcji nadążenia za zachodem i wpływem turystów, a nie sentymentem do narodzenia Jezusa. Przyozdobione światełkami palmy - to dekoracja sylwestrowa. Widok co najmniej osobliwy.
Dla chrześcijan Święta Bożego Narodzenia są magicznym czasem. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w Boga, to czas spędzony z rodziną przy uroczystej wigilijnej kolacji, prezenty, rozświetlona choinka, zapach ciasta i świąteczne piosenki grane w radiu są nie do zastąpienia. Dlatego wielu Erasmusów wyjechało z Antalyi na ten czas. Ja zostałam. Bilety w dwie strony do Polski kosztowałyby mnie około 1600zł, a z rodziną spędziłabym tylko tydzień, w dodatku prawie cały czas w drodze. Sami sobie urządziliśmy Wigilię w Antalyi, u dziewczyn z Polski, dlatego był opłatek, choinka, prezenty i polskie grzyby. Przyszło 21 osób, w tym część Turków (ale dla nich była to tylko okazja do spotkania i picia). Nie udało się dokładnie nauczyć sposobu dzielenia się opłatkiem, ale każdy spróbował :p. Takiej rozrywkowej wigilii jeszcze nie miałam, było wino, muzyka (nie koniecznie świąteczna) i tańce. Po skosztowaniu dań (w większości kupione), przyszedł czas na rozmowy i prezenty. Dostałam szalik z Calzedone (ktoś chyba wiedział jak chora wróciłam ze Stambułu :p), a sama kupiłam płytę z turecką muzyką dla Andrei. Niedrogo, a coś tureckiego - tak przynajmniej myślałam. O 12.20 czasu tureckiego udało mi się połączyć przez gg i pogadać przez chwilę z rodzicami. A reszta świąt upłynęła leniwie, jak to leniwie jest teraz - na oglądaniu filmów i spacerów wzdłuż opustoszałej plaży.
Na Sylwestra większość Erasmusa pojechała do Stambułu. Byłam zła i niepocieszona, bo byłam tam tydzień wcześniej i wiem, że to niesamowite miasto (ale o tym później). Bałam się, że koniec końców Sylwestra spędzę sama z Selcukiem oglądając filmy i wcinając popcorn. Ale w końcu poszłam znowu do polskich dziewczyn. Była wódka, piwo i trochę drętwa atmosfera. Po prostu nie mieliśmy pomysłu na wieczór. Było 9 osób. Pierwszy raz bez dźwięku otwieranego szampana..W Turcji nie celebrują tak Sylwestra jak u nas. Nie było tego gorączkowego oczekiwania i odliczania ostatnich sekund przed 12.00. Fajerwerki były tylko w dwóch miejscach (to już lepiej wypadł Dzień Republiki - o tym za chwilę). Potem zrobiło się jeszcze nudniej. Dziewczyny się upiły, Emine dostała depresji, Zosia gadała na skypie, a ja nie miałam co ze sobą zrobić, dlatego o 1.30 wróciłam do mojego mieszkania. Bałam się wracać sama o tej porze, choć to tylko 15 minut piechotą. Ale nie miałam czego. Na ulicach pustki, żadnej wrzeszczącej młodzieży ani pijanych ludzi. Ghost city again. A Selcuk spędził tę noc oglądając Pokemony. Nie udało mi się go namówić na wyjście, o 21.00 spał w najlepsze.
Dlatego cieszę się, że wracam niebawem. Moje myśli już są z Polską. Dlatego można powiedzieć, że duchem już wróciłam :).
Komentarze
Prześlij komentarz