29 października cała Turcja hucznie obchodzi Dzień Republiki. Tego to dnia, tylko prawie 100 lat wcześniej, Ojciec Turków (tur. Ataturk) oficjalnie proklamował nowe państwo tureckie. Turcy wychodzą wtedy na ulice, wszędzie łopoczą tureckie flagi, imię Ataturka jest na ustach wszystkich. Organizowane są marsze z pochodniami, koncerty i pokazy sztucznych ogni. W taki dzień nie mogłam nie świętować i ja. Razem z moimi Turkami i kilkoma Erasmusami poszliśmy na plażę, skąd zaczynał się pochód ludzi w kierunku centrum. Odpalane race, krzyki, warkot silników i hałas klaksonów - to wszystko przypominało scenerię strajku, a nie święta narodowego. Ale w końcu wczułam się w tę atmosferę. Ktoś wcisnął mi do ręki flagę i nie miało w ogóle znaczenia czy krzyczę Polska, czy Turcja. Najważniejsza była radość i duma z wolnego państwa. Jak to powiedział mój znajomy Turek, 100 lat temu wśród społeczeństwa tureckiego obudziła się świadomość narodowa. Nie było by mnie tutaj, gdyby nie Ataturk - nie byłoby Erasmusa, nie byłoby Turcji. Gdy nagle w powietrzu rozbrzmiał hymn, cała ulica zamarła w bezruchu. Potem zaczęła się minuta ciszy na rzecz Ojca Turków. Może Turcja przez niektórych jest uznawana za prymitywną, ale w tym przypadku powinniśmy brać przykład jak się powinno świętować (w tym czasie w Warszawie trwały zamieszki).
 |
Strajk? Nie - święto narodowe. |
 |
Wtopić się w tłum... |
Komentarze
Prześlij komentarz