Mołdawia - welcome to!!
Otwieram oczy i widzę przed sobą majestatyczne szczyty gór. Początkowo myślę, że to sen, ale za chwilę następuję niespodziewany powrót do rzeczywistości, kiedy nasz busik podskakuje w niewidocznych wieczorem wybojach. Jestem w Macedonii i jutro będę znowu wspinała się po górach!
Ale początku tej historii trzeba szukać w Mołdawii. Po wysłaniu zgłoszenia na projekt unijny "Rural Enterpreneurship" i dostaniu odmownej decyzji o kwalifikacji straciłam wszelkie nadzieje na udział. Wybrałam Mołdawię, ponieważ wydawała mi się ciekawym krajem. Myślałam, że to może być jedyna szansa, aby tam pojechać. Jakaż więc była moja radość, gdy na trzy tygodnie przed rozpoczęciem projektu dostałam odpowiedź, że ktoś zrezygnował i zwolniło się miejsce! Szybko kupiłam bilet lotniczy i już byłam pewna, że jadę! Dołączyły do mnie jeszcze dwie dziewczyny, też z drugiego "naboru" i razem stworzyłyśmy niepowtarzalny polski team, który rozgrzewał mołdawskie wieczory na maksa! :)
Mój przylot do Kiszyniowa zaplanowany był na godz 1.00 czasu miejscowego. O tej godzinie nie jeżdżą żadne busy i marszrutki, dlatego aby dostać się do projektowego hotelu musiałam wziąć taksówkę. Organizatorka była poinformowana o moim przyjeździe, ale nie byłam do końca pewna, czy ktoś będzie na mnie czekał. Jednak ktoś był! Pierwsze kilometry po Kiszyniowie, ja taki zaciesz na twarzy, kiedy pędziliśmy ulicami :p. Hotel nie był na szczęście daleko od lotniska - 10 minut drogi. W pokoju byłam pierwsza, potem mieli mi kogoś dokwaterować, póki co nie jeszcze długo leżałam nie mogąc zasnąć z wrażenia. Jestem w Mołdawii!! :)
![]() |
"Brama Kiszyniowa" - za tymi budynkami zaczyna się miasto, droga z lotniska |
Komentarze
Prześlij komentarz