Rosja - Dzień pierwszy
Moja przygoda z Rosją zaczęła się już w samolocie. Mniej więcej nad Estonią pierwszy raz w życiu przeżyłam turbulencje. Zaczęło tak trząść samolotem, jakby był z papieru, a ja miałam uczucie, jakbym siedziała w kolejce górskiej. Z mojego okna widziałam skrzydło i wszystkie śrubki, które sprawiały wrażenie, że zaraz odpadną. Całe szczęście siedział obok mnie Argentyńczyk z większym doświadczeniem podróżniczym ode mnie.
Lotnisko w Pułkowie. Petersburg oprócz policjanta w śmiesznej, dużej czapce, wita mnie deszczem. Szczęśliwa jak dziecko, nie mogę uwierzyć, że jestem w Rosji. Z lotniska odbiera mnie buddy Marina - osoba przydzielona do opieki nade mną. Jedziemy marszrutką biegnącą prosto przed siebie dawną aleją Stalina, dziś - trasą Moskiewską. Za czasów carskiego Petersburga wiodła tędy droga królewska, dziś mijamy wielkie socjalistyczne blokowiska. Aleja ma sześć pasów ruchu. Jestem przytłoczona ogromem Rosji. Co chwila wypytuję Marine o mijane budynki. Brama Moskiewska, Plac Zwycięstwa - tak właśnie wyobrażałam sobie Rosję. Ogromną, trochę komunistyczną, budzącą lęk i podziw.
Wysiadamy na niezwykle zatłoczonym i ruchliwym placu Siennaya. Z 14-kilogramową walizą staram się jak najlepiej manewrować między ludźmi. Jestem zdana na mojego buddiego. Marina prowadzi mnie nabrzeżem kanału Gribojedewa do restauracji "Frikadeliki", gdzie mam się spotkać z Aisecerowcami. Witam się z Aliną, Andreą, Zdenką, Lindą i Kasią - Polką z Lublina :).
Moim pierwszym hostem w Rosji zostaje Peter - architekt, którego projekty zanim zostaną zrealizowane muszą być zatwierdzone przez prezydenta. Na pierwszą noc zostawia mnie samą z rowerem, laptopem, garnkiem pełnym starego jedzenia i zawieszonym pod sufitem łóżkiem, na który ledwo wchodzę drabiną.
Witaj w Rosji Ola! :)
Komentarze
Prześlij komentarz