Z wizytą u sułtana
Pogoda następnego dnia nadal nie ustępowała. Tabletki wczorajszego wieczora widocznie pomogły, bo nie czułam już objawów choroby, tylko katar i kaszel. Zaczęłam swój trzeci dzień zwiedzania Stambułu. Niedaleko placu Taksim znajduje się pałac Dolmabahçe i tam na początek skierowałam swoje kroki. Dla Turków jest to przede wszystkim miejsce śmierci ojca narodu tureckiego - Atatürka, który zmarł tu 10 listopada 1938 roku o godz. 9.05, stąd wszystkie zegary w gmachu zatrzymane są na tej godzinie. Pałac można zwiedzać tylko z przewodnikiem. Na szczęście nie musiałam długo czekać, aż zbierze się "angielska grupa" z przewodnikiem mówiącym w tym języku. Było nas niewielu. Najwięcej Japończyków, ale także dwóch Węgrów, chyba jacyś Niemcy, no i ja. Trochę historii na start i zaczęliśmy spacer po pięknych salach. Wspięliśmy się na Kryształowe Schody i zajrzeliśmy do hamamu - łaźni. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie sala ceremonii, a w niej ogromna, wysoka na 36 m, kopuła i największy na świecie żyrandol, ważący prawie 5 ton podarunek od królowej Wiktorii. Pałac podzielony jest na dwie części: reprezentacyjną i prywatną. Prywatne komnaty są ciekawsze, tam znajdował się kiedyś harem sułtana. Niestety nie miałam czasu, żeby czekać następną godzinę na kolejne zwiedzanie. Wróciłam się więc przez ogród, który w miesiącach letnich słynie z pięknie kwitnących kwiatów. Tamtego dnia sceneria była dość nietypowa, bo cała pokryta śniegiem.
![]() |
Pałac "wypełniony ogrodem" (bo tak tłumaczyć można turecką nazwę), tutaj wypełniony śniegiem |
Znowu trafiłam na plac przed Hagia Sofię. Zwalczyłam w sobie pokusę ponownego wejścia do środka, w obawie, że spędzę tam kolejną godzinę, a nie wiedziałam ile czasu zajmie mi zwiedzanie następnej atrakcji, must-see każdej wycieczki po Stambule - Pałacu Topkapi. Przez 360 lat była to rezydencja sułtanów. Wejścia do pałacu strzeże Brama Imperialna. Sam pałac składa się z czterech dziedzińców. W sali tronowej przechowywane są ważne relikwie islamskie, w tym płaszcz Mahometa, jego broń, kawałek zęba, 60 włosów z jego brody i odcisk stopy proroka, ponoć odciśnięty w trakcie jego wstępowania do nieba. Są też akcenty chrześcijańskie, jak domniemany kij Mojżesza. Rozglądając się wokół zobaczyłam samych muzułmanów. Zdaje się, że byłam jedyną "niewierną" w tym miejscu. Poza Japończykami innych turystów nie widać. W Skarbcu znajdują się też inne rzeczy: wspaniałe zbroje, wysadzane szlachetnymi kamieniami miecze, piękna biżuteria i złoto. I jest tego tyle, że do dziś czytając w przewodnikach o tamtejszych eksponatach, nie jestem pewna czy wszystko zobaczyłam.
Najbardziej działającym na wyobraźnię miejscem pałacu jest harem. Liczący ponad 400 pokoi był miejscem zamieszkania matki, żon, konkubin, dzieci i służby sułtana i wstęp tutaj mieli tylko nieliczni. Mieszkańcom haremu niczego nie brakowało, poza wolnością. Rozglądając się po salach i myślałam: rzeczywiście więzienie. Kolorowe ściany, arabskie inskrypcje i pawilony, każdy wybudowany w celu upamiętnienia jakieś bitwy bądź dowódcy, ale też tajemnicze korytarze i kraty na oknach były tego dowodem. W miejscu przykrytym baldachimem stała kamienna ława, skąd rozciągał się widok na Bosfor. Stojąc w tym samym miejscu co kilka władców imperium osmańskiego przede mną zastanawiałam się, jaki kiedyś stąd mieli widok. Do cieśniny właśnie wpływał kontenerowiec. Dawniej pewnie były to kupieckie statki.
Obok pałacu jest Muzeum Archeologiczne - jedno z najlepszych w Turcji. Największe wrażenie zrobił na mnie marmurowy grobowiec Aleksandra Wielkiego i kolekcja rzeźb greckich. Nie mogłam się nadziwić umiejętnościom starożytnych rzeźbiarzy, z bliska dopatrywałam się detali.
Polka z hostelu polecała mi Muzeum Mozaik, jednak nie z powodu ekspozycji, ale widoku na Cieśninę Bosfor, który jakoby roztaczał się z okien placówki. Szukając budynku znowu musiałam błądzić między domami, bo ZNOWU nie wzięłam mapy! Ale za to trafiłam w piękną uliczkę z kolorowymi, niskimi domkami, przypominającymi chatki rybaków, no i znalazłam inny bazar, ukryty przed wzrokiem turystów, o śmiesznej nazwie "Bazar Pomiędzy" :P.
Jednak było łatwiej niż wcześniej, bo po chwili ujrzałam szczyt obelisku egipskiego, stojący na placu Końskim, pomiędzy Kościołem Mądrości Bożej a Błękitnym Meczetem. Pogoda wydawała się znośna. Przede wszystkim nie padał śnieg, a ja po wizycie w muzeum nie czułam się zmarznięta. Poprzedniego dnia wieczorem dokładnie studiowałam mapę dojścia na Grand Bazar, bo musiałam zobaczyć to miejsce, choćbym miała kluczyć tam do wieczora. Na szczęście odniosłam zamierzony cel szybciej. Nagle moim oczom ukazała się brama prowadząca do największego i najstarszego krytego bazaru na świecie. Tak, Grand Bazaar w Stambule... Spacerując sama pośród stoisk przyciągałam spojrzenia. Handlem zajmują się tu wyłącznie mężczyźni, a i turystów praktycznie nie widziałam.
Przez paru handlarzy byłam zaczepiana, ale po prostu nic nie mówiłam. Nie chciałam się nawet targować, bo i tak wiedziałam, że nic nie kupię, po prostu chciałam zobaczyć to miejsce. No ale szczerze mam napisać? Wielki bazar nie zrobił na mnie większego wrażenia niż najzwyklejszy w Antalyi. Może nawet ten drugi bardziej? Ten jakoś wydawał mi się sztuczny, a antaliyski był żywy, rozbrzmiewał gwarem targujących się gospodyń, roznosicieli herbaty i simitów, no i między ludźmi musiałam się zawsze przeciskać. Tam było zawsze tłoczno, zawsze się coś działo! A tutaj: cisza jak na bazarowe warunki, brak tłumów, no i te spojrzenia! Nie czułam się komfortowo odprowadzona wzrokiem tylu Turków. Jak wyszłam spod dachu, już było trochę inaczej, bardziej naturalnie, ale też dziwnie. Najbardziej przeszkadzał mi brak kobiet. Ale myślę, że to miejsce działa dzisiaj tylko z przeznaczeniem na turystów. Dla miejscowych jest za drogo, no i nie kupią tu praktycznych rzeczy, jedzenia i normalnych ubrań, tylko pamiątki - głównie dywany, ceramikę i biżuterię.

W Stambule jest jeszcze Bazar - Egipski, który znajduję się blisko Mostu Galata. Zainteresowanym poczucia prawdziwszej atmosfery bazaru, polecam pójście właśnie tam. Mi się o wiele bardziej podobał. Było gwarno i kolorowo od przypraw. Aż chciało się coś kupić! No i ludzie już nie tylko przyjezdni, ale także miejscowi. Spotkałam tu pierwszy raz kobietę ubraną całą na czarno. Jedyną nie zasłoniętą częścią jej ciała były oczy, podkreślone dużą kreską i zwracające bardzo uwagę. Tak to muzułmanki, mimo obowiązku zakrywania ciała, nauczyły się przyciągać spojrzenia!
![]() |
Piękna aleja drzew prowadząca przez pierwszy dziedziniec janczarów |
![]() |
Złote klatki - harem (widzicie te zakratowane okna?) |





![]() |
Sześć minaretów Błękitnego Meczetu |
Komentarze
Prześlij komentarz